sobota, 18 lipca 2015

YouTube, samokrytyka i mierzenie swoich możliwości na zamiary.

Podobno w życiu artysty są takie chwile, w których on sam nie ma pojęcia co począć, gdyż ścieżka którą obrał, zdaje się nieodpowiednia. Chwyta on się wtedy pierwszej lepszej polnej drogi i podczas takich podróży powstają tak wspaniałe dzieła, jak na przykład "Rolowanie" Urbańskiej Nataszy. Jednak owy problem, który można nazwać brakiem weny, pomysłu na siebie, poprzez który wpadamy na tak zwane "obieranie nowej ścieżki", nie tyczy się tylko artystów. Tyczy się nas wszystkich.

Kiedyś pomiędzy śniadaniem, a oglądaniem telewizji doszliście, bądź też dojdziecie do wniosku, że tak naprawdę nie wiecie co zrobić ze swoim życiem. Wasze myśli będą biegać pomiędzy złym wyborem szkoły, pracy, nawet towarzystwa i spoczną na genialnym, innowacyjnym pomyśle życiowych zmian.
W gruncie rzeczy nie zmienicie szkoły, pracy, znajomych, czy nawet nawyków żywieniowych, ewentualnie postanowicie znaleźć nowe hobby, odkryć w sobie talent. Po prostu potrzebna Wam będzie odskocznia od rzeczywistości, po to, byście mogli udowodnić sobie, że jednak coś znaczycie i nie marnujecie sobie życia.
Ale w aktualnym momencie życia nie interesują Was jakieś tam idiotyczne zajęcia. Wy potrzebujecie czegoś światowego, modnego. Trzeba Wam czegoś czym będziecie mogli się chwalić, być akceptowani, podziwiani, a z czasem nawet się na tym wzbogacić. Wasze nowe zajęcie musi spotkać się z uwagą. Natychmiast! A najbardziej idealnym miejscem do zdobycia uwagi rozmaitych odbiorców jest internet.
Jednak internet rządzi się swoimi prawami. Gdzieś tam siedzą miliony gapiów decydujący o tym, co i kiedy jest modne i czy Ty jesteś osobą wartą czyjejkolwiek uwagi. To "oni", a ściślej mówiąc widzowie, internauci, oceniają Twoją pracę... nie tylko pracę, a wręcz całokształt. Jeśli chybisz we wstrzeleniu się w coś co jest teraz modne, rzucą się na Ciebie. Już nie wspomnę o tym, że każda inspiracja kimś innym, zostanie zauważona, nawet jeśli Ty sam tego nie chciałeś, bądź o istnieniu tej oto osoby nigdy nie słyszałeś.
Jak już widzisz, droga do internetowego sukcesu jest długa, kręta i pełna jadowitych żmij, a ten, kto nią kroczy, musi stąpać po niej dumnie, z uniesioną głową, nie zważając na węże.

Chwytając paletę, farby oraz pędzle, tworząc coś i wieszając to w muzeum, na pewno spotkamy się z krytyką i musimy być na nią przygotowani. Tak samo jest, gdy postanowimy nagrać vloga, czy uwiecznić swoją rozgrywkę w jedną z popularnych gier, a następnie, udostępnić na YouTube. Gdy już "zrobimy swoje", nie możemy ukrywać, że liczymy na pewien odzew. Jednak z upływem czasu okazuje się, że odzew jest niewielki, albo, co gorsza bardzo negatywny. Oczywiście, trzymamy się drogi sukcesu! Nie zważamy na te jadowite bestie i wypuszczamy w świat kolejny materiał... i kolejny. Wszystkie jednak spotykają się z negatywną falą komentarzy, czy wręcz górą lodową, zatapiającą nasz statek. I tak, jak komentarzami dotyczącymi naszego wygląd nie powinniśmy się przejmować, dopóki ich autor nie napisze, że w drugiej minucie i dwunastej sekundzie naszego filmu, mamy krwotok z nosa, tak komentarzami, które zawierają pewnego rodzaju argumenty, świadczące o tym, że nasze dzieło jest pełne mankamentów, powinniśmy się zainteresować.
Bez względu na to, czy nagrywamy, vloga, cover, grę, czy jesteśmy nastoletnim raperem, którego pseudonim artystyczny jest blisko powiązany z pewną figurą obrotową, powinniśmy być świadomi tego, że "oni" są jednak naszymi odbiorcami i to co robimy, jest właśnie dla nich. Nie możemy sobie wmówić, że każdy negatywny komentarz, jest jadem węża, wyplutym nam prosto w twarz. Jednak z fali, czy tam góry negatywnych komentarzy, powinniśmy potrafić wysnuć jeden, prosty wniosek. Musimy wiedzieć kiedy możemy zmodernizować nasze filmy tak, by z "psiego gówna i kocich wymiocin", stały się czystym i lekkim przekazem. Jak i powinniśmy wiedzieć kiedy jesteśmy w czymś tak kiepscy, że nie możemy z tym nic zrobić, a w dodatku nie krzywdzimy tym już tylko odbiorców, dając im "rakotwórcze gówno", a samych siebie. Stajemy się osobami tak "popularnymi" i wywołującymi negatywne emocje swoją skrajną głupotą, że co druga osoba odtworzyła nasz materiał, tylko po to, by doświadczyć bólu brzucha, wywołanego śmiechem. Z kolei co piąta osoba, wręcz pała do nas nienawiścią, tak ogromną, że ma ochotę zgasić nam peta na ryju.

Jednak załóżmy, że mimo tego, że nasze materiały są kiepskie, nie zaliczamy się do sławy internetowych pośmiewisk. Zakładając również, że nie mamy 12 lat i nadal pragniemy spełniać nasze marzenie o zyskaniu małej rzeszy fanów, powinniśmy postawić na samokrytykę. Tu wracamy do poprzedniego wątku, kiedy to wspomniałem, że wśród prostackich negatywnych opinii, znajdują się też te, w których to bluzgi zostały zamienione w rady. Świadczy to, że dana osoba dostrzega jeszcze jakieś światełko w tunelu i poświęca swój cenny czas, by zwrócić nam uwagę na to, co możemy poprawić.
Jednak, by przystąpić do, już wcześniej wspomnianej modernizacji, musimy opanować umiejętność samokrytyki. Podczas samokrytyki naszym celem jest wcielenie się w widza i spojrzenie na siebie, na swoje materiały bardzo obiektywnie. Gdy nie opanujemy tej umiejętności, chociażby na poziomie podstawowym, to w osobie, która zwróciła nam uwagę będziemy widzieć czarną, bełkocząca coś pod nosem masę.
Jednak zdarza się, że cały problem nie tkwi tylko i wyłącznie w jakości wideo, dźwięku, ale w nas. I jest to tak głęboko zakorzenione, że nie jesteśmy w stanie tego zmienić. Większość naszych odbiorców, nawet, tych nastawionych na prymitywne show, posiada umiejętność wyczuwania autentyczności. Co świadczy o tym, że próbując być na siłę śmiesznym, nasze nieudolne starania, zostaną zauważone. Ładując nasz materiał do rozpuku inteligentnymi zwrotami, a gubiąc się samemu w wypowiadanych zdaniach, zostaniemy również negatywnie odebrani. Dlatego umiejętność mierzenia swoich możliwości sprawia, iż jesteśmy w stanie stwierdzić w czym będziemy czuć się najlepiej, autentycznie, w czym będziemy mogli w pełni się realizować, a jednocześnie dawać przyjemność innym.

Faktem jednak jest to, że niektórzy młodociani vlogerzy, nie są w stanie dojść do wniosku, że marnują swój potencjał, poprzez angażowanie się w coś w czym są kiepscy, bądź nie mają możliwości - sprzętu, by móc naprawdę zaistnieć w internecie. Często napotykamy się na osoby,  które w naszym mniemaniu w ogóle nie powinny mieć dostępu do sieci.
Wszystko to sprawia, że osoby, które mają coś do powiedzenia i potrafią widzom to w przyjemny sposób przekazać, są zasypywani gruzem porażki innych.
A widz, nieumyślnie sięga po kawałek gruzu, nie mogąc dokopać się do tego, co wartościowe.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz