czwartek, 17 grudnia 2015

Publiczne okazywanie sobie uczuć: Jest urocze czy przyprawia o mdłości?



Pocałunki w deszczu, o zachodzie słońca. Pocałunki na powitanie czy pożegnanie. W lesie, na plaży, kinie, teatrze i w sklepie spożywczym. Wszystkie wyglądają fajnie i ładnie na zdjęciach. Jednak jak wygląda to z bliskiej perspektywy, gdzie obok Ciebie czy tuż nad twoja głową obściskuje się kolejna, śliniąca się para?


Tyle ile ludzi, tyle też poglądów na temat publicznego okazywania sobie uczuć, ale jak jest naprawdę? W gruncie rzeczy mamy XXI wiek i publiczne pocałunki czy spacery za rękę nie wzbudzają w nas większego zgorszenia, nie odrzucają, nie brzydzą, nie szokują - nie ma w nich nic złego. I nie powinno nam to przeszkadzać dopóki dana para wie, gdzie postawiona jest niepisemna granica
No właśnie, wiec gdzie jest ta granica?

Ciężko powiedzieć gdzie jest umówiona granica, ale mimo to uważam, że ludzie powinni posiadać pewnego rodzaju poczucie własnej intymności i komfortu ludzi z którymi aktualnie dzielą publiczną przestrzeń. Bo zdarza się i tak, że całujące się liżące się non-stop pary wzbudzają we mnie emocje bardziej negatywne niż pies srający na trawnik czy liżący się po tyłku. W gruncie rzeczy w przeciwieństwie do ludzi, pies nie ma poczucia wstydu, choć poczucie wstydu co niektórych też jest nieco wątpliwe.
Oczywiście należy uwzględnić też fakt, że nie na wszystkich patrzy się przyjemnie nawet, jak stoją w miejscu z workiem na głowie, już nie wspominając o tym, jak nieprzyjemnie się na nich patrzy, gdy się całują.
Niezagłębiająca się zbytnio w szczegóły wizualne, to mimo wszystko: 

       Tak wyglądają pary całujące się w miejscach publicznych na zdjęciach:             

A tak te w życiu realnym:


Wracając jednak do umówionej granicy, jest ona tam, gdzie swoimi pieszczotami zaczynamy oddziaływać na osoby trzecie. Bo jednym twardnieją fiuty, a innych mdli, czyli trochę jak w przypadku tych filmów pornograficznych dla fetyszystów. Z tą różnicą, że nikt nie puszcza ich na ulicy, w tramwaju i na koncertach, gdzie jesteśmy zmuszeni na nie patrzeć.

Jak to wszystko jakoś konkretnie podsumować? Ano tak, by coś tak prywatnego i widowiskowego zatrzymać w domowej sfetrze i tak, jak każdy człowiek, panować nad instynktami. A ulicznej publiczności zostawić trzymanie się za rękę i "pocałunki na dzień dobry i do widzenia", które ludzie będą mogli komentować słowem "urocze", a nie "jeśli jeszcze raz się pocałują to się zrzygam"

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz