środa, 3 lutego 2016

Złe dni, tygodnie, kiepskie życie czyli, jak uniknąć bycia wiecznym pesymistą


Nie mam w zwyczaju bawić się w posty pełne pozytywnej energii czy też takie, które koniecznie zmotywują Was do działania, ale czasem trzeba uciec od ogólnie przyjmowanych norm, nawyków czy schematów, by nie być po prostu nudnym.
Wracając jednak do głównego wątku czuję potrzebę poruszenia kwestii pesymizmu. Do poruszenia takowej chyba skłania mnie światopogląd niektórych ludzi, którymi coraz częściej się otaczam, ponieważ ów światopogląd jest czarny, szary i... czarny.
A ich energia jest okrutnie zaraźliwa. Zatem jak się nie zarazić?


Przyznam, że miewam gorsze dni, czasem nawet miesiące i mógłbym rzucić tu nawet jakiś smutny cytacik z tumbr o tym jakie to moje życie pełne jest bólu i zrujnowanych marzeń. Równie dobrze mógłbym też zaszyć się gdzieś pod kocem i unikać światła dziennego, nie wspominając już o ludziach. Ale nie, nie mogę.

Od poniedziałku do piątku z naciskiem na dwa pierwsze dni tygodnia wysłuchiwać muszę o tym jakie to życie moich znajomych pełne jest życiowych porażek. Ance popsuła prostownica i jeszcze spóźniła się na busa. Dziewczyna Sebastiana dała mu kosza, a w paczce została mu ostatnia szluga. Karol z kolei dostał kolejną jedynkę ze sprawdzianu do którego nie raczył się przygotować, a w tym roku jeszcze ta nieszczęsna matura... A to wszystko relacje z poniedziałku, bo czekają mnie jeszcze co najmniej cztery dni tej męki.

Jednak w każdej takiej podgrupie znajdziemy takiego rodzynka, który jest samozwańczym "życiowym przegrywem" i gdyby mógł to wytatuowałby to sobie na czole, ale, że jako przegryw ma uczulenie na hennę, to musi biedaczek kupić sobie jedynie koszulkę z takim nadrukiem. I to nie tak, że ów przegryw postanowił zrobić coś z tym faktem, nawet się z nim nie pogodził, bo przeżywa wszystkie swoje porażki codziennie na nowo, przez co słuchasz minimum raz w tygodniu relacji z jego młodzieńczej pierwszej miłości... z trzeciej klasy podstawówki.

I jedyne co możesz mu powiedzieć, to to, by wziął się w garść, ale wiesz, że on albo grzecznie Ci przytaknie, albo wygłosi mowę o tym, jak to łatwo się mówi, a jak ciężko wdraża w życie. W gruncie rzeczy zaczynasz zastanawiać się nad swoim życiem, nad swoją gównianą pracą, kiepską szkołą i nad swoją miłością z trzeciej klasy podstawówki. Zaraziłeś się tym czarnym, szarym i czarnym spojrzeniem. Tracisz chęć do życia...

Kiedy w rzeczywistości twoje życie jest całkiem udane, oczywiście, jeśli spojrzysz z odpowiedniej strony, przestaniesz się za wszystko ganić, a docenisz każde, nawet drobne staranie, zaczniesz się tym dzielić i leczyć ludzi z pesymizmu. Optymizm? Może nie koniecznie. Realizm? Też nie powiedziałbym. Wystarczy, że zaczniesz dostrzegać to drobne "udało mi się, to mój mały sukces" i zaczniesz przekuwać to w ogromne osiągnięcia. Dziś duma i podziw z udanego sandwicha z serem, a jutro... kto wie?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz