środa, 12 sierpnia 2015

Biedni faceci.

Istnieje pewien schemat katolickiej szczęśliwej rodziny. To dosyć stereotypowy schemat, który jest oparty chyba jeszcze na hierarchii, która najprawdopodobniej panowała za czasów jaskiniowców.
Pan jaskiniowiec leciał z dzidą, prowizorycznym łukiem i szedł zabić mamuta. Ewentualnie brał jeszcze jakieś piwo i kumpli. Zaś pani jaskiniowiec siedziała na włochatym tyłku przed jaskinią, pilnując gromadki dzieci. Czyli w gruncie rzeczy poza faktem, że pan jaskiniowiec w każdej chwili może chwycić swoją małżonkę za włosy i zatargać do jaskini, gdzie wymierzy jej odpowiednią karę, bo mamut był zbyt słony, niewiele się zmieniło. Choć w gruncie rzeczy nawet teraz w tak z pozoru ułożonym społeczeństwie też znajdzie się jakiś zły jaskiniowiec, karzący żonę za niedobre żarcie, z tą różnicą, że swoje odzienie z tygrysa porzucił na rzecz koszulki do bicia żony i dziurawych, brudnych slipek, roztył się i stracił wszelaką smykałkę do... wszystkiego.
Jednak zostawmy życie współczesnego jaskiniowca i wróćmy do szablonu dobrego małżeństwa.
Ów szablon z czasem zaczął ewoluować, jak wszystko zresztą i kobiety zaczęły zyskiwać więcej praw, przywilejów, możliwości, ogólnie mówiąc zaczęły rozwijać się społecznie, a zwłaszcza zawodowo. Co oznaczało, że z pań domu, albo jak kto woli matek polek stawały się kobietami pracy.
Wszystko brzmi banalnie, bo odwołując się do sytuacji wielu z Was pewnie w waszej rodzinie pracuje ojciec, jak i matka. Kiedyś co prawda nie było to takie oczywiste, a ta zmiana jest przeze mnie spostrzegana pozytywnie, bo jestem pełen podziwu w stosunku do kobiet, które nie dość, że na rodzinę zarabiają, to jej wykarmienie i porządek w domu ogarniają. Co prawda ucierpiał pewnie na tym ich czas wolny i nie jedna z nich nabawiła się częstych migren, ale czego to się nie robi dla rodziny.
Może pominę motyw z bandą feministek, która ubiega się o to, by kobiety które mają pracę, dzieci, pracującego męża, powinny walczyć o więcej praw i przejdę do facetów.
Niestety nie wszyscy są w stanie żyć komfortowo z faktem, że kobiety mogą teraz śmiało wykonywać męskie zawody, jak i z tym jak bardzo ważną rolę w ich rodzinie odgrywa małżonka. Niektórzy z nich czują się źle z faktem, że zapierdalają w jakimś warsztacie na zadupiu, ubrudzeni po łokcie, kiedy ich żona siedzi za biurkiem, sprawuje jakąś istotną rolę, wcale nie narobi się więcej, za to zarobi znacznie więcej. To ona jest głową rodziny, która to robi weekendowe zakupy, zabiera dzieci do kina, płaci za wodę prąd, ogólnie gospodaruje pieniędzmi. Kiedy, to jeszcze jakieś sto lat temu siedziałaby na dupie, gotując zupę, a on zmęczony po robocie, licząc pliczek pieniędzy, dałby jej coś, by mogła kupić jutro ziemniaki i ewentualnie coś ładnego dla siebie.
Teraz gdy siedzi przed telewizorem, widzi gębę pani premier, czy innych kobiet postawionych wyżej od niego. Z kolei w lepiej prosperującym samochodowym warsztacie obok pracuje kobieta.
Ból jaki niesie ze sobą fakt, że jest kolejną męską cyferką w społecznym systemie, kiedy kobiety podbijają świat.
Nie jest to sytuacja dotykająca tylko życiowych nieudaczników, a coś co potrafi ukłuć w serce każdego faceta. Prawda jest taka, że mężczyźni to płeć, która w sporej mierze uważa się za płeć dominującą. Kobiety są z reguły słabsze, mają mniejsze możliwości, głównie fizyczne, a kiedyś były uważana za głupie, a teraz spora ilość z nich zajmuje się zarządzaniem i radzi na wysokich stanowiskach lepiej niż niektórzy faceci, co rani męska dumę niektórych z nich.
Powstały kategorie sportowe w których kobiety i mężczyźni nie mierzą się ze sobą i pracują na oddzielne wyniki. Jednak, gdyby te linie zatarto nic nie zabolałoby faceta podczas przegranej tak, jak fakt, że lepsza była kobieta.
Kobiety wykształciły się, stały się zaradniejsze, a w niektórych osobnikach płci męskiej zatarły się zwierzęce instynkty, może po za faktem porastania włosiem.
Jednak patrząc obiektywnie czemu fakt, że to nie mężczyzna jest filarem rodziny, domostwa, bywa tak bolesny? Mnie osobiście nie przeszkadza fakt, że jakaś z kobiet jest wyżej postawiona i zarabia w ciągu roku więcej, niż ja zarobię w ciągu pięciu. Już zwłaszcza nie przeszkadzałby mi ten fakt jeśli jest ona moją życiową partnerką i nie skąpi mi zarobionych przez siebie pieniędzy.
Mało tego! Jeśli ona zarabia tyle, że spokojnie jest w stanie utrzymać dom, wyprawić dzieci, wybrać się w weekend do kina i pozwala mi zachować moją marną pensję "na czarną godzinę".
Nie czułbym się źle z faktem, gdyby poprosiła mnie o odkurzanie, czy ugotowanie obiadu, bo dziś wraca później. Moja męska duma na tym nie ucierpi.
Nie czułbym się źle do czasu, gdyby nie zaczęła uważać mnie za słabszą płeć, która powinna porzucić prace, bo to ona zarabia na rodzinę i siedzieć w domu, zajmować się nim i ewentualnie, gdy da mi odpowiednią sumę pieniędzy kupić sobie coś ładnego. Dopóki nie zacznie mnie lać za niedobre obiady, bałagan i zasłanianie telewizora. Do czasu gdy nie zaciągnie mnie za włosy do jaskini, gdzie wedle własnych potrzeb wykorzysta mnie seksualnie, to jej intelektualna, bądź finansowa przewaga nie będzie mi przeszkadzać.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz