niedziela, 26 lipca 2015

Wielki pluszowy gniot? Ted 2

W lipcu tego roku na polskie ekrany weszła kontynuacja komedii, w której to głównym bohaterem jest pluszowy misiek - Ted. Tak wiec jeśli jesteś choć trochę obeznany z poprzednią częścią, bądź nie jesteś kurewsko ślepy, wiesz, że mowa jest o Tedzie 2.
Perypetie pluszowego misia wywołały dosyć spore kontrowersje. Może nie tyle kontrowersje, co dyskusje na temat tego, czy zjarany, wulgarny misiek, będący życiowym nieudacznikiem może być śmieszny. Ano, najwidoczniej może, ponieważ zaskarbił sobie wiele ludzkich uśmiechów i entuzjazmu. Tego wszystkiego w gruncie rzeczy było tak dużo, że w połączeniu z tak oryginalnym pomysłem na postać, gadającego, pluszowego misia w typowo męskiej komedii, zdecydowano się na kolejną część. 
A kolejna część wywołała nie małą dyskusje na temat tego, czy ten sam żart opowiedziany jeszcze raz może śmieszyć. Negatywne komentarze i uwagi, którymi podzielono się jeszcze przed premierą, głównie tyczyły się tego, że jest to tani chwyt i próba wciśnięcia kasy na tej samej historii. Jednak po premierze opinie znacznie się nie zmieniły. Widzowie stwierdzali, że film jest słaby i że pierwsza część była stanowczo lepsza.
I tu w tej historii pojawiam się ja z zamiarem przeanalizowania filmu i podzielenia się swoją opinią.
Bohaterowie kolejnej części nie zmieniają się znacznie, jednak sprawy przybrały zupełnie inny obrót. John i Lori od dłuższego czasu są już po rozwodzie z kolei mogłoby się wydawać, że związek Teda i Tami-Lynn kwitnie. Niestety para już rok po ślubie zaczyna mieć problemy, które zagrażają ich małżeństwu. Tu jednak pojawia się jedna z kluczowych zmian w charakterze naszego pluszaka. Mimo tego, że nadal jest chamski, wulgarny i samolubny, decyduje się na ratowanie swojego związku. Jako, że jego związek ma się raczej bardzo kiepsko, a Ted nie do końca wie jak się za to zabrać, postanawia mieć z Tami-Lynn (rzeczywiście, to imię jest fatalne) dziecko. Sprawa jednak jest bardziej skomplikowana, bo misiek nie może spłodzić dziecka. W tym momencie posypuje się lawina nieszczęść, bo okazuje się, że jego partnerka również nie może go mieć.
Jednak zanim para będzie mogła ubiegać się adopcję, Teda czeka długa i skomplikowana rozprawa sądową, w której będzie musiał udowodnić, że jest on człowiekiem/obywatelem, a nie tylko własnością. Oczywiście, jak to przeważnie w filmach bywa pojawiają się również czarne charaktery, które próbują odwrócić przegraną miśka na swoją korzyść.
Jak widać fabuła drugiej części jest znacznie bardziej rozbudowana, choć nie mniej w niej narkotyków, prostackich, wulgarnych tekstów i zboczeń.
Produkcja zyskuje ogromny plus za to, że pod naszą nieobecność życie naszych bohaterów nie stało w miejscu, a wręcz przeciwnie, pędziło na przód.
Karty naszych bohaterów również znacznie się zmieniły, ponieważ John, walcząc w poprzednim rozdaniu o serce swojej wybranki, gotów zrezygnować z przyjaźni z "piorunowym kumplem", zostaje sam z kolekcją filmów pornograficznych na swoim laptopie. A zbereźnik Ted jest w związku z kobietą, którą bardzo kocha i zrobi wszystko by była szczęśliwa. Z bycie mało odpowiedzialną maskotką, skupioną na "ziemskich przyjemnościach", która z reguły unika konsekwencji, zamienia się w przyszłego ojca.
Jednak jest rzecz, która podczas tak drastycznych zmian w charakterze i perypetiach bohaterów mi się nie podoba.
Najwidoczniej czarnych charakterów, a raczej psycholi, czających się w ciemnym zaułku i dybiących na watolinę Teda, wciąż jest zbyt mało, ponieważ ta rola ponownie przypada Donnemu. Nieprzyjemne deja vu, jest większe niż mogłoby się wydać, bo zamiary Donnego ani trochę się nie zmieniły.
Po raz  kolejny pragnie porwać gadającego misia, po to, by... mieć gadającego misia...
Jednak w filmie pojawia się nowa postać, której obecność sprawia, że ja osobiście jestem w stanie wybaczyć "powrót psychola Donnego". Nie ze względu na to, że jest to młoda, początkująca, nie znająca się na filmach prawniczka, ze skłonnością do narkotyków, a dlatego, że gra ją Amanda Seyfried, którą dążę ogromną sympatią. Nie ukrywam, że moja sympatia jest tak duża, ze mógłbym obejrzeć każdy kiepski film w którym zagrała... nawet gdyby przypadła jej rola głównej bohaterki w 50 twarzach Greya. Mimo to nie pozwolę, by jej obecność w tym filmie popsuła mi możliwość wystawienia bardzo obiektywnej opinii.

Mimo, że nie jestem fanem humoru, który został zawarty w obu częściach, nie twierdze, że film mnie nie bawił. Moim skromnym zdaniem Ted 2 nie zasługuje na opinie "gniota, który miał na celu wyprać nas z forsy". Mało tego! Uważam, że cały film oraz humor, co w komedii jest rzeczą bardzo ważna, jest lepszy od poprzedniej części. Więc absolutnie nie zgadzam się z opinią, iż jest to nieudany sequel poprzedniej części.
Przyznaje, że nie jestem ogromnym miłośnikiem obu historii, jednak gdybym był jedną z wielu osób, czekających na dalsze perypetie pluszaka, to z pewnością nie byłbym zawiedziony. A tymczasem, spędziłem prawie 2 godziny przed ekranem, faszerowany dawką humoru, która nie wywołała u mnie bólu brzucha, ale również niesmaku, bądź zażenowania. Mogę w pełni polecić drugą część osobom, które sugerowały się negatywnymi opiniami, a zwłaszcza tym, którym pierwsza część bardzo się podobała.





Brak komentarzy:

Prześlij komentarz